Jest 31.08.2015 więc pora wywiązać się z danego słowa.
Napiszę w kilku zdaniach dlaczego piszę, o czym będziecie mogli przeczytać, a czego w tym blogu na pewno nie będzie.
Pisałem od zawsze. Od dziecka listy słałem w najodleglejsze zakątki całego świata. Wysłałem setki listów, z niezliczoną ilością błędów, wierze, że tym razem cenzor (żona), jak i word pomogą mi w tym, aby było ich jak najmniej.
Pierwszą ciekawą przygodę z pisaniem miałem będąc na pierwszym obozie, cholera wie, ile ja mogłem mieć lat. 10? Nieważne. Na pewno umiałem już pisać. Jak już byłem na tym obozie (ważyłem nawet mniej niż teraz, przez co byłem obiektem…hmm… czy to z resztą ważne), pisanie pozwoliło mi przenieść się w trochę inny świat, odciąć się od tych ciągłych „pochwał” i komplementów nad moją idealną wagą. Inne osoby, spostrzegły po 2 tygodniach, że także wypadałoby rodzicom jakiś list wysłać. Więc pisałem za wszystkich. Co pisałem? W zasadzie pisałem to samo co sam słałem do swoich rodziców. Wszyscy byli zadowoleni. Ja, koledzy, koleżanki, rodzice… prawie wszyscy rodzice. Najlepsza koleżanka mojej mamy, od swojego syna dostała identyczny list, jaki razem z moja mamą czytały dwa tygodnie wcześniej. Zapomniałem o tym, że Adam pisał bardzo nieczytelnie i ostatnią rzeczą, o jakiej by na wakacjach pomyślał, to list do kochanych rodziców.
Na pożegnanie obozu otrzymałem książkę, której niestety nigdzie nie mogę znaleźć, ba, ja jej nawet nigdy nie przeczytałem, choć tytuł znam doskonale (Noel Randon „Dwie rurki z kremem” – ktoś czytał? Polecacie?). Dedykacja zawsze poprawia mi humor „Dla tego co za dychę listy pisał „…
O czym będę pisał? O swoich życiowych przygodach w odniesieniu do biegania, zdrowia (bardziej skoncentruje się na śmiesznych historiach z życia Jagody alergika, aniżeli samego tematu wegetarianizmu), jak i szeroko rozumianych finansów. Pokażę Wam, co robię ze swoimi pieniędzmi. Nie będę się wybielał. Opiszę dokładnie wszystkie błędy jakie popełniłem np. jak poprzez fakt nie naciśnięcia klawisza enter straciłem ponad 3 tysiące złotych, w bardzo krótkim czasie. Kiedyś napiszę o tym dlaczego warto mieć napisany testament i dlaczego tak dużo uwagi przykładam do niego w kwestii ubezpieczeń.
Jest o czym pisać, a tematów pewnie będzie przybywało.
O czym nie będę pisał. O treningach (chyba, że znów będę uciekał przez pijanymi kibicami, chcącymi sprawdzić moją formę), o tym czym jest interwał i jakimi tempami biegam na treningach. Bo kogo to w ogóle interesuje? Jest wielu lepszych i szybszych biegaczy z doświadczeniem o niebo bogatszym od mojego. Wiele specjalistycznych blogów, czy stron poświęconych treningowi biegowemu. Nie będę też nikogo namawiał na przejścia na wegetarianizm. Nie przeczytacie relacji z moich odwiedzin z rzeźni i filmików z tego miejsca. Nie będę także wrzucał zdjęć przyrządzonych przeze mnie potraw, bo czasami jak na nie patrzę to sam się zastanawiam, jak można to zjeść? Nie będzie też u mnie na blogu tekstów ‚ubezpiecz się u Jagody”, bo jutro na treningu złamiesz nogę.
Jak często będę pisał? Na tą chwilę tematów do napisania mam do końca tego roku, ale spokojnie, sam nie lubię jak ktoś zaczyna mi wyskakiwać w zasadzie każdego dnia. Na początek będę się trzymał zasady, że dwa teksty na tydzień to będzie max. Jeśli będzie Pana Jagody za dużo i nawet w lodówce będzie jagoda dajcie mi o tym znać.
Na przeczytanie moich tekstów będzie potrzeba kilka minut, czasami nawet więcej. To co Tobie zajmie 5 minut, mi zajmuje 2 godziny. Przeczytaj, zostaw komentarz, nawet, a może przede wszystkim, jak Ci się coś nie podoba.
A więc do dzieła! Będę na początku potrzebował Waszej pomocy, jeśli znając moje wcześniejsze teksty uznacie, że warto je polecić innym, będę Wam za to bardzo wdzięczny.
Pan Jagoda zaprasza w krainę przygód.