Jeszcze rok, może dwa lata temu, gdy ktoś mnie pytał, jakie powinny być najlepsze buty do biegania, odpowiadałem szybko i bez zastanawiania – lekkie, z minimalnym dropem, pozbawiona jakichkolwiek systemów wsparcia, trakcji, absów i innych. Jako wyznawca mojego biegowego Boga dr Romanova, twórcy metody POSE, której jestem jedynym w naszym kraju praktykującym i certyfikowanym trenerem, stwierdzałem, że tylko w takich butach można wykorzystać wszystko to, co nam natura dała, aby biegać zdrowo, no i może ładnie technicznie, a przy okazji jak ktoś chce to jeszcze szybko?
Co się zmieniło przez ostatni rok?
Właśnie dobiega końca czwarta edycja mojego autorskiego projektu „trenuj zdrowo z Jagodą – więcej niż bieganie „. Przez moje treningi przewinęło się grubo ponad sto osób, a jeśli wliczyć w to osoby, które pojawiły się na wszystkich „otwartych” treningach, które miałem przyjemność poprowadzić to dobijam do prawie 300 biegaczy. Każdej starałem się przekazać całą swoją wiedzę i swoją wizję „zdrowego biegania”. Jedyną i słuszną wizję!
Patrząc niestety przez pryzmat, swoich doświadczeń i doświadczeń swoich podopiecznych, nie mówiąc już tu o osobach, które o tym, że techniki biegania trzeba się uczyć, nigdy nie słyszały, zauważyłem, że nie mogę pisząc o idealnych butach do biegania swego komunikatu kierować do całej reszty, dlaczego – o tym później.
W czym ja biegam – moja wizja biegania.
Najczęściej biegam w butach, które mają zerowy drop, są bardzo lekkie, albo butów biegowych w ogóle nie przypominają (patrz 5fingersy), a jak jestem nad morzem często biegam długie dystanse po plaży na boso. Uważam także, że to nie but jest najważniejszy, ale to, co jesteśmy w stanie z nim zrobić, czyli technika!! Super kierowca poprowadzi Ferrari, ale i „malucha”. Kierowca „niedzielny”, wsiadając do ferrari najpewniej zatrzyma się na pierwszym lepszym zakręcie… na drzewie. I dla mnie but ma drugorzędne znaczenie. Jestem w stanie dobrze pobiec w butach, które są lekkie z zerowym dropem, jak i w żelazkach z 15mm, dropem, z wszystkimi systemami mającymi niby ochronić nasze nogi i ciało przed kontuzjami, tylko czy każdy tak ma? Niestety wątpię. Oczywiście im cięższe buty, im większy drop tym gorzej się biega technicznie, ale to już najlepiej samemu sprawdzić.
No właśnie, ja jestem w stanie we wszystkim pobiec, ale czy każdy? W to już niestety nawet nie wątpię.
Rys historii
Po tym jak książka „Urodzeni biegacze”, zmieniła sposób patrzenia (przede wszystkim w stanach) rzeszy biegaczy, na to, że jest coś takiego jak technika (pozdrawiamy Erica Ortona pomysłodawcę „magicznej deseczki”), nie zmieniła jednego – tego, że ludzka natura jest niecierpliwa. Chcemy wszystko już. Na wczoraj. I tak samo było i jest z butami. Każda osoba, która odbędzie trening w butach z niskim dropem, ma ochotę zaraz je nabyć i od razu w nich biegać. Wiele osób tak robi i… bez spokojnego wprowadzania takich butów, pracy nad technika, pojawiają się bóle łydek, nieprzygotowanych Achillesów, problemy z rozcięgnem, mięśniem piszczelowym tylnym… kontuzja gon kontuzję. Po czym 90% osób pieprzy niski drop i wraca do ciężkich butów, które do niczego dobrego nie prowadzą, ale to już temat na inny wpis. Do niczego dobrego nie prowadzą, ale dają chwilową ulgę. Krótkotrwałą, ale ulgę… Wezmę apap i ząb przestaje boleć, ale on do jasnej cholery cały czas jest chory ( za wzmiankę o apapie dostałem tysiąc złotych).
Książka Kellego Starretta „gotowy do biegu” (moje nr 1 dla każdego biegacza) stała się światowym bestsellerem. Tylko przez moje dłonie rozeszła się chyba w 200 egzemplarzach, w naszym kraju w prawie 10.000 nakładzie!!. Wszyscy są nią zachwyceni… i mimo tego, iż Kelly, jako uczeń dr Romanova bazuje na poprawnej technice, my naród niecierpliwy, trening techniki zostawiamy na jutro, bo to jeszcze nie ten czas, bo zawody i szkoda byłoby zrobić krok w tył itd.
W Stanach tak szybko jak pojawiła się moda na bieganie w „minimusach” tak szybko się zakończyła. Wiele marek nawet nie zdążyło dotrzeć do naszego kraju, bo nie wyszła z szeregu procesów w sądach, jakie wytoczyli im nieświadomi tego, że techniki trzeba się uczyć biegacze. Nieświadomi tego, że schodzić z dropu trzeba powoli.
Firmy wyszły z założenia, że, po co ludzi na siłę uszczęśliwiać. Przecież 95% wszystkich biegaczy, to biegacze rekreacyjni, którzy nie mają czasu, ani chęci robić dziwnych ćwiczeń. Dajmy im, czego chcą. A to, że bieganie jest najbardziej, kontuzyjną dyscypliną sportową na świecie (tak tak!!!), To już znów temat na inną rozmowę.
I jak tu doradzić komuś, w jakich butach powinien biegać? Nie mam problemu, jeśli chodzi o osoby, które skończyły mój kurs, (mimo iż takich butów w Polsce jest tak mało, że szkoda gadać), to problem się pojawia, gdy chodzi o osoby, które chcą „tylko biegać”.
I dla takich osób mam jedną radę – zacznij regularnie chodzić do fizjoterapeuty, aby zawczasu niwelował skutki słabej techniki i pojawiających się kontuzji, bo to, że będą się pojawiały to pewne.
Ja wszystkich nie zadowolę, a indywidualnie prowadzę zajęcia bardzo rzadko.
Czy rozwiązaniem jest lądowanie na śródstopiu? 95% Wszystkich trenerów powie Wam, że tak powinno się biegać, bo tak jest, najzdrowiej. Ba, rok temu sam bym siebie do tej grupy zaliczył. Tylko niestety sama zamiana sposobu lądowania z „piety” na „śródstopie” jest najgorszym z możliwych pomysłów. Lądowanie na śródstopiu ma być w zasadzie skutkiem ubocznym tego, co zrobiliśmy z naszym ciałem w trakcie biegu wcześniej. Jak nie wiemy, co zrobić i skoncentrujemy się na samym lądowaniu to… kontuzja murowana? Serio.
Dlatego dla mnie nie ma idealnych butów do biegania.
Altry, które sprawiły, że napisałem ten post, także nie są dla każdego. Ba napiszę więcej – nie są dla mnie – mają dla mnie zbyt wiele amortyzacji. He he. Ale ja ważę 60 kilogramów, biegam nienagannie technicznie, mam mocne łydki itd. Za to, co mi trochę przeszkadza dla większości osób, które chciałyby nauczyć się biegania na śródstopiu, ale boją się tego, o czym powyżej pisałem mogą być super rozwiązaniem, ale o tym we wpisie, gdzie opiszę odczucia moich podopiecznych, którzy mieli możliwość je przetestowania. Za to czekam na buty tej marki, które w zasadzie dla mnie zostały stworzone, które zostały przez moich kolegów trenerów, POSE metod w stanach przetestowane już i… tak to będą cudeńka, których już nie mogę się doczekać.
Swoją opinię także wyrażę. Nie lubię sztampowych recenzji typu cholewka taka a taka, a podeszwa zrobiona z takiej super kosmicznej nieścierającej gumy, bo gdy się czyta jedną czy drugą to zastanawiam się czy ten ktoś większości tekstu nie skopiował z innych w zasadzie identycznych butów. Ja te buty przecież dostałem za darmo, więc takie pisanie brzmi to po prostu mało wiarygodnie, więc spodziewajcie się plusów (przebiegłem w nich po dwóch treningach zawody we Włoszech gdzie byłem drugi, oraz swój 36 kilometrowy nocny bieg urodzinowy – 36 to dla mnie ultra)., A także wszystkich minusów, które jak się okazuje dla mnie są minusami, a dla większości moich podopiecznych są plusami.
Ale to już w drugiej i trzeciej odsłonie. Z racji, iż facebook tnie wszystkie posty, gdzie pojawia się link zewnętrz jutro ukaże się nagranie o tym, a może i przekopiuje ten wpis, jako sam post na fejsie.
Bardzo ciekaw jestem, czym Wy się kierujecie przy doborze butów? Czy tylko wygodą?
Dajcie znać. Zostawcie komentarz. Zostawcie lajka, a jeśli zgadzacie się z moją wizją udostępnijcie ten post… może uratujecie kogoś od kontuzji.
Zdrowego biegania Wam życzę!!
Jagoda
PS. Z tym apapem to żartowałem 🙂