Witajcie.
Wielu z was pytało mnie, jak zamierzam pobiec na lotnisku? Czy będę biegł równie szybko, jak w biegu w Konstantynowie? Czy będę starał się zrobić kolejną życiówkę? Jak zauważyliście – niestety bardzo mocno pogorszyło mi się zdrowie zaraz po biegu na 5 km w minioną niedzielę. Wszystko zaczęło pylić w jednym momencie i mimo iż w zasadzie na wszystko jestem odczulony to.. Alergia strasznie zaczęła mi doskwierać, co skończyło się tym, że lekarz przepisał mi na najbliższe dziesięć dni sterydy, które zacząłem brać kilka dni przed zawodami.
Celem tego wpisu jest własnie uświadomienie większości z Was, którzy nie mają na co dzień do czynienia ze sterydami, kiedy muszę je brać, po co i przede wszystkim, czy mi pomagają w bieganiu, bo o to jestem ostatnio pytany najczęściej.
Encorton, bo o nim mowa to dość silny lek, który co jakiś czas jestem zmuszony zażywać, aby móc normalnie funkcjonować, co niestety często w szczególności na wiosnę jest trudne. Jeśli ktoś zna działanie tych doustnych sterydów to wie, że po nich się tyje… Wyobraźcie sobie, że gdy brałem je przed maturą, przez dłuższy czas to przytyłem do monstrualnych rozmiarów (jak na mnie), czyli do 72 kilogramów (z 58 jak wtedy ważyłem, w niecały miesiąc). Miałem wystający brzuch i pyzy na twarz takie, że wszyscy się ze mnie śmiali ? Jadłem na okrągło. A jak nie jadłem to myślałem o jedzeniu.
Lekarz zawsze mówił mi, bym nie startował w żadnych zawodach przy tak silnym pyleniu, gdyż mogłoby się to dla mnie niefajnie skończyć. Kiedyś opiszę Wam moją przygodę jak to poszedłem biegać gdy pyliły trawy, a nie bardzo byłem na nie odczulony…co prawie skończyło się moim zejściem. Więc może i sobie troszkę truchtałem na treningach, ale zawody postanowiłem odpuścić, co uwierzcie, gdy jest szczyt formy, jest bardzo trudne! Wiedziałem, że na tak płaskiej i prostej trasie, jestem w stanie pobiec dużo szybciej niż tydzień wcześniej. Z racji tego, iż ten bieg miałem już opłacony, postanowiłem, że wystartuję i nie będę się po prostu ścigał, bo byłoby to nie fair w stosunku do innych. Kocham bieganie, a na tych zawodach bardzo mi zależało, gdyż to już trzecia edycja biegów po lotnisku, a na żadnej jeszcze mnie nie było (raz byłem chory, a drugi raz po prostu przegapiłem zapisy). Postanowiłem być ostatni bo brałem leki i czasem warto spróbować jak to jest. To wcale nie jest łatwe szczególnie jeśli zazwyczaj się wygrywa, ale trzeba zmierzyć się z taką sytuacją, schować dumę do kieszeni. Było to trudne do momentu samego startu – to co wydarzyło się później okazało się być doskonałą przygodą. Muszę wam powiedzieć, że było to niesamowicie pozytywne uczucie.
Super!
Polecam wam bardzo mocno.
Wracając do encortonu. Jeśli zapytacie mnie, czy biegałem w sobotę po lotnisku na dopingu, to muszę śmiało odpowiedzieć na pytanie, że w testach antydopingowych w mojej krwi badania wyszłyby pozytywnie, zostałbym zdyskwalifikowany. Oczywiście gdybym był osobą zdrową i zażywał ten lek po to, aby być szybciej na linii mety! Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale gdy ostatnio dotarły do mnie plotki jakoby za moimi wynikami stały niedozwolone środki, postanowiłem podzielić się z Wami informacja, co biorę. Jestem wielkim przeciwnikiem dopingu w sporcie i jeśli ktoś choć raz ze mną rozmawiał doskonale o tym wie. Po przeczytaniu takich komentarzy robi mi się naprawdę przykro, jeśli ja osoba ciężko chora jestem wrzucany do jednego worka z osobami pokroju Marii Szarapowej, czy Bjoergen, która to jest osobą zdrową (chorą na papierze) szukającą w różnych niedozwolonych środkach możliwości, aby być najlepszymi. K…! Ja jestem amatorem. Amatorem, który jeszcze 5 lat temu palił paczkę dziennie i nie wyobrażał sobie jak można biegać, bo to takie nudne. Choruję na bardzo ciężką chorobą, nieuleczalną! Testuje leki, które nie wiem jaki ślad pozostawią w moim organizmie, a ktoś postanawia nazwać mnie dopingowiczem? To nie fair!! To nie fair!!
Czy robiłem to po to, by być szybszym? Czy gdybym jadł Encorton na potęgę byłbym szybszy? Nie. Po pierwsze robię, to aby móc normalnie żyć, po drugie gdybym żarł to gówno przez miesiąc to przybrałbym na wadze tyle, że cała moja praca poszłaby na marne… Nie wspominając już o skutkach ubocznych, których jest tyle, że nie starczyłoby miejsca w tym poście, aby je wszystkie opisać. Ja mam rodzinę, malutka córkę, z którą chce spędzić długie lata… sterydy mi w tym niestety gdybym je celowo używał na pewno by nie pomogły.
Teraz, jak i w minionych miesiącach czy latach, kiedy brałem ten steryd czy inne, a brałem ich naprawdę całe mnóstwo, zawsze myśl przewodnia była taka, by być po prostu zdrowym. Żyć tak jak żyje większość z Was. Normalnie. Nie musieć się zastanawiać rano, czy aby w ogóle mogę wstać i pójść do pracy, czy jednak lepiej pójść od razu do lekarza znów na L4, po kolejne leki, po kolejne sterydy, które były już takie momenty (piszę to o maściach, bardzo silnych maściach na bazie sterydu), że mój organizm w ogóle przestał na nie reagować. Co dalej? nie myślałem o tym co będzie za 10 lat, ja chciałem aby po prostu jutro było lepsze.
Co jeszcze biorę? Lek, którego nazwy nigdy nie pamiętam – nie jest on jeszcze dopuszczony do sprzedaży. Testuje na sobie jak on działa(muszę tlko raz w tygodniu zrobić sobie dość bolesny zastrzyk w brzuch – już się przyzwyczaiłem i nawet tak mocno nie boli). Działa bardzo dobrze, bo moje problemy na tle AZSu (Atopowego Zapalenie Skóry zniknęły prawie całkowicie), za to odkryłem już kilka skutków ubocznych… nie tylko ja, ale tez inni testerzy. Lek pozbawia nas odporności, dlatego zabroniono mi morsować. Przez ten lek miałem te zapalenia oczu, przez które wylądowałem dwa razy w szpitalu – kto mnie wtedy widział to wie. Zdjęć nie będę wklejał – wystarczy, że przestraszyłem lekarzy na okulistyce ? taksówkarz, który wiózł mnie po zeszłorocznych zawodach 11 listopada, po prostu w moją stronę się nie odwracał. A ja się bałem, że moje oko po prostu wypłynie – nie potrafię tego lepiej opisać. gdy mnie żona zobaczyła, odwróciła się i powiedziała, że zaraz zwymiotuje. Tak wyglądałem. panie doktor na onkologii, które widziały już chyba wszystko, patrząc na mnie trzymały książki w rękach, bo nigdy czegoś takiego nie widziały. Ordynator, otwarcie mi powiedział, że pierwszy raz coś takiego widzi… jestem wyjątkowy ?
Nie wiem, czy ten lek pomaga mi osiągnięciu lepszych wyników? Nigdy nad tym się nie zastanawiałem, ale jeśli ktoś chce wierzyć, że to zasługa leków, dozwolonych, czy też tych zabronionych – proszę bardzo. Dziś po tym wszystkim, co mnie zabolało tak mocno, że trudno mi to ubrać w słowa, stwierdzam, że gdybym miał jeszcze raz zastanowić się, czy opublikować ten wpis, to zrobiłbym to! jednak opisałbym to tak jak zrobiłem to teraz! Doping u biegaczy zdrowych jest kradzieżą! Rozbojem w biały dzień, którego jesteśmy świadkami, kiedy widzimy, że jeden Ukrainiec wygrywa cztery zawody przez cztery kolejne dni, z czasami, o których większość reprezentantów Polski może pomarzyć. tylko, że on nie jedzie na Igrzyska… Ja trenując często 7 dni w tygodniu, czasami dwa razy dziennie najwięcej co wygrałem to głośniki warte 180 złotych ? Zdaję sobie, niestety teraz sprawę, że mogłem podpowiedzieć komuś drogę na skróty i jest mi z tym źle. Bardzo źle. Przepraszam. Jednak nie będę przepraszał za to, że chcę żyć jak zdrowy człowiek! Uprawiać sport i cieszyć się tym. Nie mam zamiaru rezygnować z żadnych zawodów, bo lekarz mi przepisuje takie, a takie leki. Jeśli ktoś ma z tym problem, to jego sprawa. Jego problem.
Chciałbym w tym miejscu podziękować jednej osobie, która otwarcie napisała i skomentowała opisując jak ona to widzi, nie oczerniając mojej osoby za moimi plecami. Dziękuję – Adam pokazałeś mi, że ten wpis powinien wyglądać inaczej! Pokazałeś mi, że powinienem pokazać także czarną stronę tego wszystkiego. Piszę to szczerze – jestem Ci za to bardzo wdzięczny i jestem pewny, że będzie jeszcze niejedna okazja, aby o tym porozmawiać. A gdy ktoś jeszcze się zastanawia, po co biorę czasami (raz, dwa razy do roku… w czasach studenckich terapie potrafiły trwać miesiącami) takie gówno jak Encorton, to niech zjedzie na sam dół tego wpisu… ale ostrzegam! Zdjęcie jest drastyczne. I uwierzcie potrafiłem wyglądać o wiele gorzej…o wiele gorzej.
Teraz kilka słów o samym biegu.
Całą imprezę polecam każdemu bardzo, bardzo, bardzo mocno. Wiele osób narzekało, że trzeba długo czekać, że bieg odbywa się w nocy, że marnuje się cały wieczór, że potem następnego dnia człowiek jest zmęczony i tak dalej. Jasne – to jest prawda. Zgadzam się z tym całkowicie, ale zwróćcie teraz uwagę, że na większość biegów dojeżdżamy tak żeby rozgrzać się i wystartować. Często po biegu też każdy ma swoje obowiązki, wraca do domu, do najbliższych. Nie mamy takiej możliwości, żeby na spokojnie, przez dłuższą chwile usiąść, porozmawiać, poznać nowych ludzi. Tutaj takie możliwości każdy miał, jeżeli tylko i wyłącznie chciał z nich skorzystać. Ja będąc prawie trzy godziny przed startem i potem jeszcze ponad godzinę po zakończeniu (moim zakończeniu, bo biegłem prawie 50 minut, (Pięćdziesiąt minut na pięć kilometrów! Dokładnie!).
Poznałem wielu fantastycznych ludzi, którzy kojarzyli mnie tylko i wyłącznie z bloga. Ja ich nie kojarzyłem, więc miałem możliwość poznania moich czytelników, poznania was. Super sprawa.
Podchodźcie do mnie jak mnie widzicie, klepnijcie mnie w plecy, powiedzcie, jak się nazywacie.
Ja niestety nie mam takiej możliwości, żeby was gdzieś rozpoznać, więc było to dla mnie bardzo miłe.
Sam bieg – super sprawa. Jest to jedyny bieg odbywający się po pasie międzynarodowego lotniska, więc musieliśmy przejść szczegółowa kontrolę. Wiele osób mnie pytało, będąc już na płycie lotniska, jak chcę pobiec. Nikt nie wierzył, że biegnę lajtowo, więc zacząłem się śmiać, że planuję to po prostu wygrać. Tu mina każdemu zrzedła. – Aha… – taka była ich reakcja. Bardziej byli w stanie uwierzyć mi, że chcę to wygrać, niż w to, że będę ostatni. Tym bardziej, że biegłem w sandałach. Zobaczcie na zdjęciu.
Biegam w tym od trzech lat.
Może nie na co dzień, ale raz na jakiś czas, jak jest ładna pogoda i mam możliwość pobiegania po miękkim. O.K. – tu miękko nie było, ale uznałem, że zrobimy mały show. Pokażę, że w czymś takim też można biegać. Nie nazwałbym tego butami, chociaż może trzeba? Są to sandały mnicha. Pierwsze i jedyne buty tego typu do biegania, wykonane przez Polaka.
W momencie, gdy wszyscy już ruszyli, zdałem sobie sprawę, że ten bieg wcale taki prosty nie będzie. Myślałem, że ostatnia osoba, przy której z kolegą Marcinem się ustawiliśmy, będzie biegła troszkę szybciej.
Nie wiem czy jesteście sobie w stanie wyobrazić, ale średnie tempo na kilometr wyniosło ponad 8 minut. Był moment, po jakiś 500m., kiedy stwierdziłem, że zacznę po prostu maszerować. Uwaga! Mój powolny marsz był dużo szybszy, niż bieg ostatniej kobiety.
Mimo iż biegła bardzo, bardzo wolno i nie wiem czemu na koniec w ogóle została potraktowana jako DNF (Do Not Finished) podziwiam taką osobę, która przed sobą po kilometrze nie widzi już nikogo, po dwóch kilometrach widzi tylko i wyłącznie ludzi, którzy już zawracają, a ona ma przed sobą do pokonania multum kilometrów. Trzeba mieć bardzo silną głowę, silniejszą niż ja gdy na końcu już mało co widzę. Za tobą jedzie karetka, straż, policja, ludzie, którzy myślą sobie mało pozytywne rzeczy na twój temat… na moim pierwszym maratonie na 10 kilometrze widziałem 100 metrów za sobą autobus, który zbierał niedobitków, którzy nie mieścili się w limicie… nie było przebacz. Przyspieszyłem – nie fajne uczucie. Nie polecam.
Na szczęście po 10 minutach zaczęli pojawiać się najszybsi zawodnicy więc odbiłem na lewa stronę i przez następny kwadrans klaskałem i dopingowałem tych, którzy mieli bliżej do mety. Gdy dobiliśmy do połowy dystansu było już łatwiej. Zobaczyliśmy pięknie oświetlony pas startowy i Łódź, Zaczęło wiać nam w plecy. Nasza koleżanka troszkę przyspieszyła, bo nie biegliśmy już 8;30 tylko 8;17, więc miałem wrażenie, że pędzimy.
Dłużyło się bardzo. To był ciężki bieg i muszę przyznać, że taki powolny trucht zmęczył mnie bardziej, niż mocny trening. Wierzcie mi, bieganie takim slow joggingiem jest bardzo trudne. Gdy już pojawiliśmy się w hali odpraw, ludziom ciężko było uwierzyć, że ja jestem ostatni. Dostaliśmy medale, można było ogrzać się, przebrać, zobaczyć dekoracje najlepszych osób.
Tak to niestety wygląda. No ale cóż.
bawiłem się przednio, a że w domu i tak wszyscy spali to postanowiłem jeszcze się trochę rozejrzeć ?
Poznałem wreszcie super biegacza z Pabianic, wielkiego kibica mojej ukochanej Barcelony – zrobiłem małą prezentację deseczki, potem jeszcze jedną i jeszcze jedną ?
Tak sobie pomyślałem, że gdybym pobiegł na normalnym swoim poziomie, to w kategorii „bankowiec” zająłbym drugie lub trzecie miejsce, bo z Michałem Kosiorem pewnie tego dnia bym nie wygrał. Michał – tak jak mówiłem jak byłeś załamany po jakimś tam starcie na 10km, że forma wróci i wróciła w najlepszym z możliwych momentów!
Uważam jednak, że było to doskonale doświadczenie. Każdy powinien sobie przynajmniej raz w życiu coś takiego zafundować. Lepiej na krótkim dystansie, bo nie wyobrażam sobie czegoś takiego na 10 km., półmaratonie czy nie daj Boże maratonie.
Pamiętam, jak maraton sam biegłem pięć godzin, to teraz nie umiem sobie wyobrazić takiego biegu.
Tyle w temacie ?
Chciałbym Wam po raz kolejny w tym miejscu podziękować za lajki, komentarze, udostępnienia! Bez Was tego bloga by nie było. Mam nadzieję, że to co szykuję dla Was już niebawem będzie małym ukłonem w Waszą stronę – podziękowaniem za Wasz trud włożony w pomoc mojej osobie ?
Dziękuję tym wszystkim, którzy wczoraj dali mi wiele wsparcie – dziękuję – to był dla mnie trudny dzień. bardzo mnie to zabolało. Dziekuje lekarzom, którzy zostawili swój komentarz. Przeczytajcie je, są pod wód wpisem na fanpage.
A tymczasem nie zdradzam niczego ?
Jesteśmy w kontakcie.
Jagoda